Tom01 pisze:Kalibracja ma jak najbardziej część "programową", więc jeśli to było skopane to kalibracja też. Ale dobrze że się dało prosto poprawić.aras pisze:Kalibracja nieskopana. Pomogła reinstalka windowsa.
Cóż za idealny dobór słów.
Tom01 pisze:Kalibracja ma jak najbardziej część "programową", więc jeśli to było skopane to kalibracja też. Ale dobrze że się dało prosto poprawić.aras pisze:Kalibracja nieskopana. Pomogła reinstalka windowsa.
No cóż, instalacja Windows przez niektórych jest robiona jako podstawowa czynność serwisowa. Coś a'la przerwa na kawę lub fajkę.Filip pisze:Cóż za idealny dobór słów.
Mnie również jest daleko do złośliwości. Szczerze jednak podziwiam samozaparcie osób pracujących w Windowsie.Tom01 pisze:No cóż, instalacja Windows przez niektórych jest robiona jako podstawowa czynność serwisowa. Coś a'la przerwa na kawę lub fajkę.Filip pisze:Cóż za idealny dobór słów.
Nie żebym był złośliwy....
To nie tyle samozaparcie co przywiązanie do aplikacji i przyzwyczajenia. Wiem ze swojego doświadczenia.Filip pisze:Mnie również jest daleko do złośliwości. Szczerze jednak podziwiam samozaparcie osób pracujących w Windowsie.
Może nawet strach przed nowym. Bo aplikacje są w sumie w większości te same, a przyzwyczajenia w stronę Mac akurat bardzo łatwo zmienić. Dużo gorzej jest w tę drugą stronę.Tom01 pisze:To nie tyle samozaparcie co przywiązanie do aplikacji i przyzwyczajenia. To tak ze swojego doświadczenia.
Jest Pan tego pewien? A proszę sobie eksperymentalnie wyświetlić parę zdjęć na monitorze szerokogamutowym w Irfanie, Photoshopie, Acdsee, IE, FastStone. Dlaczego są w różnych programach inne?fredoslaw pisze:Zdjęcia te same
Zauważył Pan, że rzeczy które Pan wymienił używane są niemal odruchowo na obronę Windows? Jeśli takie problemy nie występują to skąd się pojawiają w argumentacji? Pomijając już te drobne fakty, że rzeczone aspekty w ogóle nie występują na OSX. A instalować ani konfigurować systemu zupełnie nie trzeba, nawet zmieniając komputer.fredoslaw pisze:Ja instaluję windę raz na kilka lat przy zmianie komputera, od ~10 lat nie miałem problemów ze sterownikami, nie widziałem niebieskiego ekranu i czym tam jeszcze straszą makowicze swoje dzieci.
Przecież można korzystać z windowsowego oprogramowania pod OSX. I to ze wszystkimi zaletami jabłkowego systemu. Wiele aplikacji występuje wyłącznie pod Win, np Pogrom Płatnika, a trzeba z nich korzystać.fredoslaw pisze:Natomiast jednak ta baza dostępnego oprogramowania dla wielu osób jest barierą nie do przejścia.
Myślę więc jestem, reszta jest wątpliwa. Sądzę jednak, że można robić dobre zdjęcia innym aparatem niż Leica, zadając jednak mniej szpanu.Tom01 pisze:Jest Pan tego pewien?
Tak, na standardowe zarzuty odpowiedziałem też raczej standardowo, choć tak się składa że uczciwie. Ogólnie standardy to są super pod tym kloszem we Francji, a żywi ludzie często żywią się uprzedzeniami, wyolbrzymiają rożne rzeczy, a już szczególnie gdy w grę chodzi poczucie własnej wartości, tzn. gdy argumentują za wyborem którego sami dokonali. Następuje redukcja dysonansu poznawczego i nawet krowa może zacząć latać, bo mi ją jako szybowiec sprzedali. Natomiast ta łaciata u sąsiada... hue hue, ale frajer.Tom01 pisze:Zauważył Pan, że rzeczy które Pan wymienił używane są niemal odruchowo na obronę Windows? Jeśli takie problemy nie występują to skąd się pojawiają w argumentacji?
E tam, wojna od razu. Drobne przekomarzankoTom01 pisze:PS. Może by wydzielić wątek do wojny Win-OSX?
Nie orientuję się w szczegółach tego rozwiązania, wiem natomiast jakie problemy mieli znajomi którym różnych możliwości brakowało, więc chyba nie jest to jakieś 100% skuteczne narzędzie (jak rozumiem "emulator" windowsa).Tom01 pisze:Przecież można korzystać z windowsowego oprogramowania pod OSX.
Narzędzie nie determinuje jakości pracy. Może ją jednak ułatwiać lub utrudniać. A'propos szpanu, odróżniajmy gadżeciarzy i ludzi świadomie korzystających z konkretnych rzeczy. Gdybym miał potrzebę ciągania ze sobą laptopa z Windows to z dużym prawdopodobieństwem byłby to MacbookPro. Dlaczego? Bo ładny, metalowy, ma sporo fajnych udogodnień.fredoslaw pisze:Sądzę jednak, że można robić dobre zdjęcia innym aparatem niż Leica, zadając jednak mniej szpanu.
To nie były zarzuty a stwierdzenie faktu. Coś "boli" = reinstalacja. Chyba nie będzie się Pan spierał, że to nie jest podstawowa metoda serwisowania Windows.fredoslaw pisze:Tak, na standardowe zarzuty odpowiedziałem też raczej standardowo, choć tak się składa że uczciwie.
Oczywiście. Mówiąc inaczej: Syndrom myszki i ogonka.fredoslaw pisze:tzn. gdy argumentują za wyborem którego sami dokonali.
Żaden emulator. Są dwa sposoby jakie znam:fredoslaw pisze:Nie orientuję się w szczegółach tego rozwiązania, wiem natomiast jakie problemy mieli znajomi którym różnych możliwości brakowało, więc chyba nie jest to jakieś 100% skuteczne narzędzie (jak rozumiem "emulator" windowsa).
Zależy co zdefiniujemy jako ból i problem wymagające serwisu. Ten poruszany w oryginalnym wątku nie jest chyba zbyt powszechny, więc trudno z niego uogólniać. Z mojego doświadczenia ostatnich lat mogę powiedzieć tylko że odpowiedzią na problemy które mnie dotykały było zazwyczaj zmiana oprogramowania/sterowników. Błąd pojawiał się z powodu strony trzeciej, żaden twórca systemu nie jest w stanie wyeliminować takich rzeczy. Są też problemy z kompatybilnością wsteczną, no ale poszczególne Windowsy różnią się naprawdę znacznie i to chyba nieuniknione. Z punku widzenia np. korporacyjnego administratora świeża instalacja jest faktycznie dobrym rozwiązaniem, oszczędza czas, a i ratować nie ma co, bo na takim terminalu siedzą standardowe dla firmy programy + to co pracownik nabroił, nie ma się z czym pieścić mówiąc w skrócie.Tom01 pisze:To nie były zarzuty a stwierdzenie faktu. Coś "boli" = reinstalacja. Chyba nie będzie się Pan spierał, że to nie jest podstawowa metoda serwisowania Windows.
OK, Windows na maku. Tak jak. np. dwa Windowsy na pececie (w końcu obecnie oba komputery technicznie różnią się nieznacznie). To nadal nie jest rozwiązanie które bym preferował ponad jeden Windows, wydaje mi się zbędną komplikacją.Tom01 pisze: Żaden emulator. Są dwa sposoby jakie znam:
W dodatku okno XP jest jeszcze wystylizowane na 95/98/Millenium Choć nie pamiętam jak to dokładnie było z tym gradientem górnej ramki, on tam chyba się zmieniał.Okna konfiguracji ekranów w trzech systemach operacyjnych na raz OSX, XP i Vista na jednym pulpicie (to nie jest montaż):
Powyższe potwierdza przecież moje słowa. Reinstalacja lub odtworzenie systemu z obrazu, jest częstą, wręcz powszechną metodą. Przyczyny, niezależnie od pochodzenia, są nieistotne. Fakt jest taki, że system może odmówić w różny sposób pokojowej współpracy i zostają metody siłowe. Coś co w OSX nie istnieje i jest jednym z głównych argumentów zwolenników. Proszę zebrać trochę informacji kto, kiedykolwiek i z jakiej przyczyny musiał reinstalować OSX. Może "nigdy" to złe słowo, ale ilości takich zdarzeń w przypadku OSX to kilka rzędów wielkości mniej.fredoslaw pisze:świeża instalacja jest faktycznie dobrym rozwiązaniem, oszczędza czas, a i ratować nie ma co, bo na takim terminalu siedzą standardowe dla firmy programy + to co pracownik nabroił, nie ma się z czym pieścić mówiąc w skrócie.
Aby się przesiadać na inny system trzeba mieć dobry powód. Ot tak sobie powoduje często tylko frustrację (uczenie się od nowa) i jednorazowo koszty (inne licencje). Jeśli jednak Windows komuś zalezie za skórę swoją kapryśnością, rzeczami które powinny a nie działają jak trzeba, wirusami, nieodpornością na działalność użyszkodników, dłogookresowymi wyższymi kosztami eksploatacji, to przesiąść się da. Jestem tego najlepszym przykładem. Jak Pan zauważył, oprogramowania na Win jest dużo więcej, ale czy ze wszystkich pozycji dostępnych na rynku się korzysta? Ile używa się programów w normalnej pracy? Kilku? Kilkunastu? Są wersje macowe praktycznie wszystkich "flagowych" aplikacji, a jak nie ma są to zamienniki. Często lepsze. Natomiast w szczególnie opornych przypadkach jest koło ratunkowe w postaci maszyny wirtualnej z Windows czy Linuxem. Zaznaczę przy okazji, że odwrotnie, to znaczy dobrej macowej aplikacji na Windows odpalić się nie da.fredoslaw pisze:Jak już mamy oddzielny wątek to powiem może co mnie odstrasza od jabłek. To o czym wspominałem, ograniczone oprogramowanie. Patrzę na moje najczęściej stosowane programy i nie mają one w 80% wersji makowej. Wiele ma zapewne odpowiedniki, ale po co uczyć się od nowa czegoś co już umiem?
W sensie do czego? Do grania?fredoslaw pisze:Jak jest np. z DirectX?
Mac to komputer firmowy. Cenę ma właściwą dla tej grupy. Proszę porównać z HP, DELL'em. Wychodzi podobnie. Błędem jest jednak porównywanie z cenami składaków bo to inny segment rynkowy.fredoslaw pisze:Drugi podstawowy to cena, tu nie ma za bardzo o czym rozmawiać
Wpływ na stabilność ma zarówno jedno i drugie. Poprawność układowa w komputerach firmowych jest z reguły o klasę lepsza niż segmentu "low". Widział Pan kiedyś popuchnięte kondensatory na płycie Maca? Nawet najtańszego? Z drugiej strony, jeśli da Pan dzieciakowi makówkę do zabawy to będzie mu ona po prostu chodzić. Użytkownik nie ma możliwości doprowadzić do "zamulenia". O dysfunkcji systemu nie mówiąc.fredoslaw pisze:Ja właśnie nie jestem w stanie dostrzec tego naddatku. Zazwyczaj wychwalana stabilność wynika głównie z użytkowania, a nie wyższości/niższości projektowej.
Bo to podstęp był...fredoslaw pisze:To tyle, kończę bo już zbyt dużo popołudnia mi zabrało wydzielenie tego wątku
Ale można. I daje dodatkowe możliwości. Trochę podobne rozwiązania istnieją w bardzo ograniczonym zakresie wyłącznie na serwerowych wersjach Windows za ciężką kasę.fredoslaw pisze:OK, Windows na maku. Tak jak. np. dwa Windowsy na pececie (w końcu obecnie oba komputery technicznie różnią się nieznacznie). To nadal nie jest rozwiązanie które bym preferował ponad jeden Windows, wydaje mi się zbędną komplikacją.
Bo to motyw klasyczny Windows a nie standardowy XP.fredoslaw pisze:W dodatku okno XP jest jeszcze wystylizowane na 95/98/Millenium
Po ki grzyb? Time Machine odtwarza ustawienia, dane i aplikacje identycznie jak było na poprzednim kompie. Można sobie nawet zrobić klona na laptopie i zabrać cały stacjonarny w teren. Makówki mają możliwości o których windziarzom się nie śniło.Filip pisze:ZA przesiadka na nowy model to... przełożenie dysku twardego bądź całego systemu RAID
Co człowiek, to metodaTom01 pisze:Po ki grzyb? Time Machine odtwarza ustawienia, dane i aplikacje identycznie jak było na poprzednim kompie. Można sobie nawet zrobić klona na laptopie i zabrać cały stacjonarny w teren. Makówki mają możliwości o których windziarzom się nie śniło.
Tom01 pisze:Powyższe potwierdza przecież moje słowa. Reinstalacja lub odtworzenie systemu z obrazu, jest częstą, wręcz powszechną metodą.
Tak, właśnie go szukamy i nie odnajdujemy Bo nie jest z nim z pewnością możliwość zainstalowania Windowsa, z tego co się orientuję niekoniecznie banalna dla zwykłego użytkownika.Tom01 pisze:Aby się przesiadać na inny system trzeba mieć dobry powód.
Dosyć kapryśne były Windowsy lat 90tych, obecnie ja nie mogę narzekać. To trochę jak z komunikacją publiczną. Najbardziej na nią narzekają kierowcy samochodów osobowych. No bo przecież gorąco, tłoczno, wszyscy śmierdzą. A ja jeżdżę metrem/tramwajem, z tymi problemami stykam się marginalnie, nie denerwuję się w korku i pożyję dłużej Podobnie widzę u neofitów wielkiego jabłka każdy podkreśla doniosłość obecnej egzystencji, która to jaskrawo kontrastuje z czasami słusznie minionymi Ale o tym to już mówiliśmy. Poważniej. Przez ostatnie 10 lat złapałem 1 wirusa. W zasadzie nie wirusa, tylko "robaka". Nazywało się toto "Blaster" bodajże, i zalęgło się z mojej winy - miałem wyłączone automatyczne aktualizacje. Robak wykorzystał lukę załataną 2 lata wcześniej. Usunięcie problemu było stosunkowo łatwe. Poprzednie wirusy jakie pamiętam to np. Yankee Doodle grający codziennie o piątej wesołą melodyjkę na bzyczku. To były wczesne lata 90te. Przy obecnym pececie, z firewallem, antywirusem i aktualizacjami to są problemy marginalne. Większe oczywiście niż na Maka. Ale to jest różnica skali. Atakuje się tam gdzie więcej ofiar, w praktyce nie ma to dużego znaczenia.Tom01 pisze: Jeśli jednak Windows komuś zalezie za skórę swoją kapryśnością, rzeczami które powinny a nie działają jak trzeba, wirusami, nieodpornością na działalność użyszkodników, dłogookresowymi wyższymi kosztami eksploatacji, to przesiąść się da. Jestem tego najlepszym przykładem. Jak Pan zauważył, oprogramowania na Win jest dużo więcej, ale czy ze wszystkich pozycji dostępnych na rynku się korzysta? Ile używa się programów w normalnej pracy? Kilku? Kilkunastu? Są wersje macowe praktycznie wszystkich "flagowych" aplikacji, a jak nie ma są to zamienniki. Często lepsze.
Co nie jest wielkim problemem, bo nie znam żadnego Makowego programu którego by mi brakowało. Natomiast apple próbuje ciągle wcisnąć mi na siłę kobyłę Itunes.Tom01 pisze: Natomiast w szczególnie opornych przypadkach jest koło ratunkowe w postaci maszyny wirtualnej z Windows czy Linuxem. Zaznaczę przy okazji, że odwrotnie, to znaczy dobrej macowej aplikacji na Windows odpalić się nie da.
Przede wszystkim. Można się zżymać że komputer to poważna maszyna, że my nie gramy. Ale wiele osób gra, i ich przybywa w miarę jak starzeją się pokolenia graczy. Można zakładać oddzielną maszyną do różnych zastosowań, OK. Ale jedno to komputer "w pracy" a co innego rozbudowa swojego domowego parku. Nie służy to kieszeni, ani środowisku. Szkoda zasobów i zanieczyszczeń. Wbrew mitom zainstalowanie kilku gier nie zepsuje systemu, mnie przynajmniej nic takiego się nie przydarzyło.Tom01 pisze:W sensie do czego? Do grania?
Jest najzupełniej trafne, bo liczą się zastosowania, możliwości portfela i maszyny. Chyba że mówimy o korporacji, ale ja tu reprezentuję siebie i własne potrzeby. Zresztą korporacja też może kupić laptopy Acer, a nie Apple. Naprawdę niezłe, używałem (w korporacji ).Tom01 pisze:Proszę porównać z HP, DELL'em. Wychodzi podobnie. Błędem jest jednak porównywanie z cenami składaków bo to inny segment rynkowy.
Nie, ale w ogóle nigdy nie widziałem takiego kondensatora. PC też można mieć od dobrego producenta, albo złożyć z dobrych elementów. Apple nie jest produkowany w tajnej fabryce po ciemniej stronie księżyca, tylko w "chińskiej" fabryce z ogólnie dostępnych elementów (oczywiście tych lepszej jakości, za te ceny to byłaby jawna kradzież składać je z odpadów). Natomiast ja cenie sobie możliwość dowolnej konfiguracji, sam lubię dobierać elementy, składać je. To oczywiście nie jest rozpowszechnione, do dużej firmy lepiej zamówić sprawdzone zestawy z dobrą gwarancją którą dają tylko duże korporacje. To po prostu pomaga w poważnym biznesie gdzie nie ma czasu na naprawy.Tom01 pisze:Poprawność układowa w komputerach firmowych jest z reguły o klasę lepsza niż segmentu "low". Widział Pan kiedyś popuchnięte kondensatory na płycie Maca? Nawet najtańszego?
Być może. Tzn. ja powątpiewam czy istnieje system którego nie można zapchać tysiącem zbędnych funkcji, programów pozycji w "autostarcie", zająć mu pamięć etc. Można dokonywać programistycznych sztuczek, ale wszystko ma swoje granice. Może częsta (jak rozumiem, nie znam danych statystycznych na ile jest częstą de facto) różnica w tym względzie wynika z przeciętnego profilu użytkownika, co za tym idzie jego zachowań, oraz dostępności szeroko pojętych zagrożeń w popularniejszej i większej rodzinie oprogramowania.Tom01 pisze:Z drugiej strony, jeśli da Pan dzieciakowi makówkę do zabawy to będzie mu ona po prostu chodzić. Użytkownik nie ma możliwości doprowadzić do "zamulenia". O dysfunkcji systemu nie mówiąc.
To klasyka dla tych zafiksowanych na późnych latach 90tych, wraz z wyglądem systemu, jego stabilnością, bluskriami etc Windows wyglądał inaczej przez pierwsze lata, teraz też wygląda inaczej od dziesięciu. To tylko 6 letni epizod z dość długiego już życia (choć tak jak wspominałem, poszczególne wersje często łączy niewiele ponad nazwa).Tom01 pisze:Bo to motyw klasyczny Windows a nie standardowy XP.
Po raz wtóry podkreślam, że nie jest istotne dlaczego, ale to że takie zjawisko zachodzi. W Win zachodzi w Mac nie. Tak samo możemy porównać zęby ludzkie i psie. Ludzkie się psują, psie nie. Niespecjalnie mnie pociesza, że profilaktyka i leczenie pozwalają na utrzymanie uzębienia w dobrej kondycji. Pies nie robi nic i nic się nie dzieje. Widzi Pan różnicę?fredoslaw pisze:I tak i nie. Słowa te same, ale opisują co innego. Bo czy innym jest sugerować że każdy właściciel Windowsa co chwila go reinstaluje jeśli chce zachować sprawność, a co innego opisać praktykę bardzo wąskich grup użytkowników którzy dla wygody robią często rzeczy których tak naprawdę nie zawsze muszą.
Jedni znajdują inni nie. Jest wybór. Dam Panu inny przykład. Jest sobie serwer z Microsoft Windows Server, wersja któraśtam. Zapuszczone procesy trwające tygodniami. W pewnym momencie operator loguje się na konsoli a tam pusto! W rogu radosny komunikat, że system właśnie zainstalował ważne aktualizacje, uruchomił się ponownie i teraz jest już bezpieczny. Przecież krew człowieka może zalać nad bezmyślnością "twórców". Takich rzeczy które odstręczają od Windows są dziesiątki, może setki.fredoslaw pisze:Tak, właśnie go szukamy i nie odnajdujemy Bo nie jest z nim z pewnością możliwość zainstalowania Windowsa, z tego co się orientuję niekoniecznie banalna dla zwykłego użytkownika.
Kapryśne są cały czas. To, że prawie nie zdarzają się już zwisy "na sztywno" nie znaczy, że system jest sprawny. Prosty przykład: Proszę nie wyłączać komputera przez kilka dni i tylko pracować, zamykać i otwierać aplikacje, usypiać na noc i wzbudzać rano. Ile tak podziałają Windows dopóki nie zacznie Pan zauważać, że coś chodzi nie tak? Tydzień? Dwa? Dlaczego domyślnie wyłącznik w Viście usypiał komputer, ale w 7 z tego zrezygnowano? Bo bez restartu co jakiś czas dla zdrowotności fajda się wszystko co może.fredoslaw pisze:Dosyć kapryśne były Windowsy lat 90tych, obecnie ja nie mogę narzekać.
Inaczej mówiąc jest to przechodzenie z uciążliwościami do porządku dziennego. Tak właśnie działa Windows. Nie zauważamy, przyjmujemy za normalne. Ale normalne nie jest.fredoslaw pisze:To trochę jak z komunikacją publiczną.
Chodzi o potencjał, możliwości.fredoslaw pisze:Co nie jest wielkim problemem, bo nie znam żadnego Makowego programu którego by mi brakowało.
Przyznam, że też mam symulator. I trzymam go razem z Windows do grania na drugim dysku z którego czasem startuję maszynę.fredoslaw pisze:Przede wszystkim. Można się zżymać że komputer to poważna maszyna, że my nie gramy.
Czyli można porównać 1 litr wody mineralnej i 1 litr wody destylowanej. Myli Pan pojęcia. Kwestia zasobności portfela nie ma przy tym nic do rzeczy. Są produkty różnych klas, zaprojektowane i wykonane wg nieco innych założeń.fredoslaw pisze:Jest najzupełniej trafne, bo liczą się zastosowania, możliwości portfela i maszyny.
Oksymoron. Na rynku komponentów do składania nie ma czegoś takiego jak dobre elementy. Jest to rynek najniższy jeśli chodzi o jakość produktu. Jeśli fabryka Asusteka produkuje dobrej jakości płyty to robi to na zlecenie jakiegoś producenta komputerów. Płyty do składania to w pewnym sensie "odpad".fredoslaw pisze:albo złożyć z dobrych elementów
Np płyty do MacPro robi Foxconn. Ten sam który sprzedaje całe gotowe komputery za 300 zł. Jednak tylko naiwny sądziłby że te produkty mają ze sobą cokolwiek wspólnego.fredoslaw pisze:Apple nie jest produkowany w tajnej fabryce po ciemniej stronie księżyca, tylko w "chińskiej" fabryce z ogólnie dostępnych elementów (oczywiście tych lepszej jakości, za te ceny to byłaby jawna kradzież składać je z odpadów).
Zgubił gdzieś Pan jeden krok. Projekt. Układ elektroniczny trzeba najpierw zaprojektować. A można to zrobić i później wykonać na różne sposoby.fredoslaw pisze:do dużej firmy lepiej zamówić sprawdzone zestawy
Sądzę że stąd się bierze niezrozumienie tematu. Użytkownik nie ma możliwości nieodwracalnego "zapchania" takich systemów jak OSX ani linuxopodobne w takim kontekście jak Win. Wynika to z konstrukcji systemu.fredoslaw pisze:Tzn. ja powątpiewam czy istnieje system którego nie można zapchać tysiącem zbędnych funkcji, programów pozycji w "autostarcie", zająć mu pamięć etc.
To nie są żadne sztuczki. Użytkownikom Windows jest to niezrozumiałe, ale pamiętajmy, że większość z nich ma zerowe pojęcie co to jest system operacyjny i jak jest skonstruowany. A dla laików czary zaczynają się tam gdzie wchodzi wystarczająco zaawansowana technika.fredoslaw pisze:Można dokonywać programistycznych sztuczek, ale wszystko ma swoje granice.
Jak ktoś ma ochotę, sobie może odpalić wszystkie istniejące wodotryski.fredoslaw pisze:To klasyka dla tych zafiksowanych na późnych latach 90tych
Windows zawdzięcza swój sukces m.in. temu, że są piękne. I z każdą wersją systemu musi być coś inaczej bo nie kupią. A OSX od początku swego istnienia wygląda niemal identycznie.fredoslaw pisze:Windows wyglądał inaczej przez pierwsze lata, teraz też wygląda inaczej od dziesięciu. To tylko 6 letni epizod z dość długiego już życia (choć tak jak wspominałem, poszczególne wersje często łączy niewiele ponad nazwa).
Przerysowuję Pan problem, naprawdę nie muszę szczotkować komputera po każdym posiłku. W zasadzie nic szczególnego z nim nie robię poza kliknięciem na tak w wyskakującym co jakiś czas okienku aktualizacyjnym systemu/antywirusa/adobe. Sporadyczne problemy (np w nowej grze słychać dziwnie dźwięk, miałem tak 2 tygodnie temu) rozwiązuję nowszym sterownikiem/poszczególną wersją "użytka". To nie jest chyba jakaś szczególnie absorbująca pielęgnacja. Zresztą nie chciałbym żeby pewne rzeczy system robił bez mojej wiedzy/aprobaty. Stad się mnie pyta o rzeczy o które nie musiałby.Tom01 pisze:Po raz wtóry podkreślam, że nie jest istotne dlaczego, ale to że takie zjawisko zachodzi. W Win zachodzi w Mac nie. Tak samo możemy porównać zęby ludzkie i psie. Ludzkie się psują, psie nie. Niespecjalnie mnie pociesza, że profilaktyka i leczenie pozwalają na utrzymanie uzębienia w dobrej kondycji. Pies nie robi nic i nic się nie dzieje. Widzi Pan różnicę?
OK, to moja niewiedza. Gdy Maki przeszły na Intela to było jakoś problematyczne, trzeba było to robić podstępem. Rozumiem że znajdujemy się w innym miejscu. Komputer uruchamiam ponownie po większym "apdejcie", który tego wymaga.Tom01 pisze: A instalacja Windows wygląda niemal dokładnie tak samo na Pececie i Macu. Tylko komputera nie trzeba ponownie uruchamiać nie wiadomo ile razy po każdej dupereli.
To jest złożony problem. Zależy co się nich będzie robić przez te lata, jak wiele różnorakich, nie dość sprawdzonych rozwiązań się użyje. Mnie się zdarzało pracować na XP bez resetu/restartu/uśpienia/wyłączenia po 2-3 miesiące. Non stop praca (maszyny, nie moja). W latach 2005-6, czyli chyba z Service Pack 2. Naprawdę, bez tragicznych skutków. Oczywiście pod koniec były mniej żwawe niż świeżo po uruchomieniu, ale bez tragedii. Być może wynikało to z tego jakich programów używałem, bądź jakich nie używałem.Tom01 pisze:Prosty przykład: Proszę nie wyłączać komputera przez kilka dni i tylko pracować, zamykać i otwierać aplikacje, usypiać na noc i wzbudzać rano. Ile tak podziałają Windows dopóki nie zacznie Pan zauważać, że coś chodzi nie tak? Tydzień? Dwa? Dla porównania, dobrze skonstruowane systemy bez śmiecenia w pamięci mogą ten sposób pracować latami.
Nie, jest to bardziej trzeźwe spojrzenie na ich częstotliwość, doniosłość i realny wpływ na komfort codziennej komunikacji. Naprawdę zauważam wśród wielu zmotoryzowanych znajomych jakąś irracjonalną fobię przed zmieszaniem się z "plebsem" w autobusie. To jest pokrewny mechanizm do tego prowadzącego do budowy absurdalnych grodzonych osiedli, rodem z krajów trzeciego świata (mieszkałem na takim w jednej z nuworyszoskich dzielnic Warszawy). Ale to już na marginesie, to się wymknęło funkcji metafory, proszę tego nie bracie do siebie, i do firmy AppleTom01 pisze:Inaczej mówiąc jest to przechodzenie z uciążliwościami do porządku dziennego.
Pomija Pan założenia wstępne. Co innego analiza rynku, co innego ja konkretny fredosław z moimi potrzebami i finansami. Dla mnie te podziały z broszur producentów co dla którego segmentu jest przeznaczone, są nieważne. Liczą się konkretne rozwiązania techniczne, ich cena, mój budżet.Tom01 pisze:Myli Pan pojęcia. Kwestia zasobności portfela nie ma przy tym nic do rzeczy. Są produkty różnych klas, zaprojektowane i wykonane wg nieco innych założeń.
Śmiała teza, nie spotkałem się z podobnymi , można coś więcej, jakieś źródła? Swoją drogą byłem bardo zadowolony z płyt i kart ASUSa, nigdy nie miałem najmniejszych problemów.Tom01 pisze:Oksymoron. Na rynku komponentów do składania nie ma czegoś takiego jak dobre elementy. Jest to rynek najniższy jeśli chodzi o jakość produktu. Jeśli fabryka Asusteka produkuje dobrej jakości płyty to robi to na zlecenie jakiegoś producenta komputerów. Płyty do składania to w pewnym sensie "odpad".
Mają choćby producenta Produkt droższy może mieć droższe półprodukty, może mieć lepszą kontrolę jakości, ale wątpię czy najlepsi producenci świata sprzedając sprzęt pod swoją marką produkują układy drukowane w których elektrony przeskakują nie do tych ścieżek co trzeba, albo używają pomarańczowej farby zamiast miedzi Tajemnicą poliszynela są duże marże firm typu Apple, gdyby różnica w jakości budowy elektroniki była tak olbrzymia jak ta którą Pan sugeruje to one chyba powinny kosztować jeszcze ze 2 razy tyle. Mówimy już o standardach przemysłu kosmicznego, czy jeszcze pół szczebla niżej? Nie mieszajmy jednak pojęć. Mówi pan o komputerach za 300zł i śmieciowych produktach ASUStek na rynek składaków. Tam topowe płyty kosztują ponad tysiąc złotych.Tom01 pisze:Np płyty do MacPro robi Foxconn. Ten sam który sprzedaje całe gotowe komputery za 300 zł. Jednak tylko naiwny sądziłby że te produkty mają ze sobą cokolwiek wspólnego.
Być może. W praktyce też mi się to nie zdarza. No ale co np. ze swapem? Każdy system przyklęknie gdy zabraknie mu Ramu i musi czytać z dysku, czarów nie ma. Tego typu zamulenia mi się zdarzają. Czasem trzeba zrestartować Photoshopa, ale to jest błąd konstrukcyjny Adobe, a nie Microsoft.Tom01 pisze:Sądzę że stąd się bierze niezrozumienie tematu. Użytkownik nie ma możliwości nieodwracalnego "zapchania" takich systemów jak...
To był defaultowy wygląd ( w wyjątkowo oczojeb... kolorystyce, ale była jeszcze srebrna i oliwkowa do wyboru) Wodotryskiem od roku 2001 jest "klasyczny" wygląd, bo trzeba go specjalnie włączać To jest od 10 lat retro, tym się jeździ do ślubu Poważnie mówiąc - kwestia gustu, niezbyt istotna dla funkcjonalności.Tom01 pisze:Jak ktoś ma ochotę, sobie może odpalić wszystkie istniejące wodotryski.
Na Macu trzeba odpowiednio skonfigurować dyski. Ja mam na przykład 4 różne, dość szybkie dyski. Na każdym z nich wydzieliłem, na początku dysku (tam gdzie jest najszybszy) partycję 64 GB. Następnie połączyłem te partycje w RAID 0. W ten sposób mam Scratch dysk do Photoshopa o pojemności 256 GB i prędkości 440 MB/s. Takiej konfiguracji zamulić się nie da. Pozostałe części tych dysków funkcjonują oczywiście jako niezależne woluminy, ale można je również połączyć w macierz. Np. RAID 1 do trzymania na nim prac lub ważnych archiwów. Wszystko da się konfigurować, zmieniać wielkości, dzielić na partycje i łączyć w macierze podczas pracy systemu i nie tracąc danych. A w razie czego jest Time Machine...fredoslaw pisze: No ale co np. ze swapem? Każdy system przyklęknie gdy zabraknie mu Ramu i musi czytać z dysku, czarów nie ma. Tego typu zamulenia mi się zdarzają. Czasem trzeba zrestartować Photoshopa, ale to jest błąd konstrukcyjny Adobe, a nie Microsoft.
Użytkownicy przeglądający to forum: Ahrefs [Bot] i 0 gości