Strona 3 z 3

Re: Jakość obrazu w kinach

: 17 lipca 2018, 10:31 - wt
autor: Tom01
Kyle pisze:
17 lipca 2018, 06:05 - wt
... dodam, że na wielu koncertach jest za głośno.

Dokładnie Kyle! Nie wiem gdzie szkolą realizatorów dźwięku, ale to co czasem się słyszy, woła o pomstę do nieba. Przykład: Jakiś czas temu był w Polsce show Orlen-Verwa-cośtam plus występ Top Gear na Narodowym. Pierwsza część imprezy, krew z uszu i to dosłownie. Natężenie dźwięku przez zastosowanie mocno wykręconych kompresorów przekraczał próg bólu. Zaczęła się część brytyjska, za konsolą na 100% usiadł realizator z zespołu BBC i wcale nie było ciszej ale milion razy przyjemniej. Różnica kosmiczna.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 17 lipca 2018, 11:11 - wt
autor: GrzesiekR
W pełni się zgadzam. Wiele koncertów w zamkniętych salach to totalna porażka. Hałas, hałas i jeszcze raz hałas. Głośno, przesterowanie, zero przyjemności ze słuchania, nic nie można z tego zrozumieć. Bez zatyczek lepiej nie wchodzić. Byłem jakiś czas temu na Scorpions w Ergo Arena w Sopocie. Tak tam właśnie było. Co innego na otwartej przestrzeni z dobrym nagłośnieniem. Koncert Davida Gilmoura we Wrocławiu był czymś odwrotnym - samą przyjemnością, choć również był głośny.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 21 lipca 2018, 01:44 - sob
autor: Premislaus
Tom01 pisze:
17 lipca 2018, 10:31 - wt
Kyle pisze:
17 lipca 2018, 06:05 - wt
... dodam, że na wielu koncertach jest za głośno.

Dokładnie Kyle! Nie wiem gdzie szkolą realizatorów dźwięku, ale to co czasem się słyszy, woła o pomstę do nieba. Przykład: Jakiś czas temu był w Polsce show Orlen-Verwa-cośtam plus występ Top Gear na Narodowym. Pierwsza część imprezy, krew z uszu i to dosłownie. Natężenie dźwięku przez zastosowanie mocno wykręconych kompresorów przekraczał próg bólu. Zaczęła się część brytyjska, za konsolą na 100% usiadł realizator z zespołu BBC i wcale nie było ciszej ale milion razy przyjemniej. Różnica kosmiczna.
Podejrzewam, że to samoucy, nawet jeśli po studiach kierunkowych, acz wątpię czy profesjonalista ma jakieś pojęcie teoretyczne o akustyce (profesjonalista w sensie osoba zarabiająca na muzyce i realizacjach dźwiękowych). Znam, znałem, gościa co na co dzień robi na budowie w Szwecji, ale od małego grał na instrumentach. Czy ktoś taki może mieć szersze pojęcie czy leci ze wszystkim na jedno kopyto?! W latach szkolnych organizował dyskoteki z nieodłącznym Winampem, a po godzinach gra jakąś muzykę chrześcijańską. Ludzie z soundsystemów (reggae, world music, muzyka klubowa) uczą się z tutoriali w necie. Sprzęt jest tani, powierzchnia niewielka. Nie jest możliwe, nawet próbując, w takich warunkach nauczyć się grać muzykę poprawnie. Zwyczajnie dobrze jest być facetem co robi imprezy, puszcza muzę z kompa i stoi za mikserem audio. W jednej knajpie przyjdzie kilka osób i zgarnie się parę piw za darmo, a w drugiej już sto (zależy to głównie od wielkości miejscowości) i wpadnie parę dych (jak jest więcej "grup muzycznych" to kasa jest do podziału), a kiedy indziej kilka stów. Zaczyna się jeździć coraz dalej, zalicza festiwale, poznaje ludzi, etc. Ma się masę znajomych i poczucie, że nie tkwi się w typowym schemacie. Robi się wrażenie na dziewczynach. Takich życiorysów jest więcej, jak sięgam pamięcią. BTW niejednokrotnie właściciel baru dopłaca do imprezy, a nie zarabia na niej, próbując cośkolwiek rozruszać interes, pokazując, że na powiecie da się coś zrobić, zorganizować. Ludzie z zespołów zwyczajowo dostają alkohol za darmo, a publika nie ma pieniędzy i liczy grosiki czy starczy na czeską Holbę za 5 zł albo wodę mineralną...

Tutaj najlepiej pomoże kooperacja z zagranicznymi podmiotami, wyjazdy za granicę, które wymuszają pewien poziom.

Z moich obserwacji wynika, że najtrudniej, w małym, klubowym, pomieszczeniu jest ustawić wokal. Zawsze jest za cichy w stosunku do instrumentów, ale faktem jest, przynajmniej w moim przypadku, że przyjemniej się słucha, gdy czuć "odseparowanie" instrumentów, tj. kiedy żaden nie jest zagłuszony. Fizyki się nie oszuka, zwyczajnie fala dźwiękowa nie ma jak się "rozbiec". Sam to słyszę u siebie w domu, że przyjemniej słucha mi się muzyki, głośno, gdy jestem w pomieszczeniu obok, a drzwi są otwarte. Co innego zaś na słuchawkach dokanałowych, wtedy, w systemie, obniżam poziom głośności i wszystko jest OK.

Problem jest też innej natury. Na poziomie powiatowym mało kto chodzi na imprezy, a jeśli już to często średnia wieku wynosi po trzydziestce. W dużych miastach gros ludzi w pubach to turyści z Zachodu. Wynika to, moim zdaniem, z powodu smartfonów i internetu w każdym domu. Nie trzeba wychodzić, by być z kimś w kontakcie. Kiedyś trzeba było przyjść, by się ktoś nie obraził, a teraz można wysłać smsa lub wiadomość przez komunikator, pięć minut przed umówioną godziną, z jakąś ściemą, że się nie przyjdzie. Kiedyś wychodzenie do knajpy w wieku 16-18 lat i udawanie dorosłego, i poczucie, że się kogoś tam zna, nobilitowało. Dzisiaj trudno znaleźć nastolatków w takim miejscu. Jeśli idę na wesele i samotna dziewczyna obok mnie trzyma smartfona pod stołem i na nim pisze, to wolę pić wódkę z jakimiś wujkami, niż zagadać. Toteż jeśli zamiera lokalna scena (metropolie drenują ludzi w wieku produkcyjnym, także zagranica), a ja pamiętam jak w mojej wiosce były koncerty metalowe po sto osób na widowni, i więcej, to ktoś jadący na duży koncert w mieście nie ma porównania, że powinien oczekiwać więcej i lepiej. Dopiero byłby dysonans, że na dużej scenie wcale nie było jakoś specjalnie, w porównaniu do festynu na wsi.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 21 lipca 2018, 12:27 - sob
autor: Tom01
Premislaus pisze:
21 lipca 2018, 01:44 - sob
Z moich obserwacji wynika, że najtrudniej, w małym, klubowym, pomieszczeniu jest ustawić wokal.

No tak, ale takie same albo i gorsze błędy zdarzają się na dużych imprezach. Z drugiej strony, niedawno byłem na koncercie na 500-lecie Łomży. Miasto ok 50 tys mieszkańców w woj. podlaskim. Prowincja. Koncert w kościele, akustyka dramatyczna, jak to w kościołach. Grała orkiestra symfoniczna w całkiem uczciwym składzie, ale odbić nie wyeliminuje ani nie poradzi na podbicia lub wytłumienia pewnych zakresów dźwięków. W tym celu, wspomagana była profesjonalnie zrobionym nagłośnieniem. Byłem pod dużym wrażeniem. Co się rzadko zdarza, nie chodziło o napie**lanie decybelami, tylko realizator postawił sobie zadanie zwalczyć fatalną specyfikę akustyczną budynku. Poustawiał masę mikrofonów, w tym umieszczone daleko od sceny, kierowane w przeciwną stronę, na ściany, w celu wychwycenia pogłosów. Okablowania w kanałach na podłodze narozkładane jak na dużym koncercie rockowym. "Paczka" głośnikowa co dziesięć metrów w całym kościele. Jak zerknąłem na konsolę, zestaw urządzeń - Panowie, czapki z głów, czego tam nie było. Nie rozpoznałem połowy zabawek. W operze nie ma tylu procesorów, mikserów, bramek, tłumików i grom wie czego jeszcze. Ale jak zagrali, dźwięk był niemal jak studyjny. Byłem niedaleko jednego z głośników a grała orkiestra, nie ten głośnik. Prawdopodobnie grał "ciszę", czyli w przeciwfazie tła dźwiękowego. Wiem jak to działa na przykładzie słuchawek aktywnych, ale nie widziałem jeszcze w praktyce takiego rozwiązania na skalę koncertu. Majstersztyk. Także są ludzie z głową i umiejętnościami, tylko rzadko się ich widzi/słyszy.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 21 lipca 2018, 14:07 - sob
autor: max
O ile idea dźwięku nadawanego w przeciwfazie, w celu redukcji dźwięków nieporządanych jest możliwa w słuchawkach, ze względu na stałą odległość membran słuchawek od uszu, o tyle nie wyobrażam sobie, aby dało się to wykonać w kościele, o ogromnej kubaturze i bardzo skomplikowanym pogłosie. Każdy słuchacz znajduje się w innym miejscu i docierają do niego inne pogĺosy, wzmacniane i osłabiane są inne częstotliwości. Może jednak są już jakieś procesory dźwiękowe sterowane skomplikowanymi algorytmami, połączonymi z kupą mikrofonów i gĺośników, zdolne to opanować. Kto wie.

PS. Byłem wczoraj na koncercie na poznańskiej Malcie. Całkiem nienajgorzej, ale wokal faktycznie trochę za słaby. Zrozumienie tekstu piosenek niemal niemożliwe, ale i tak nienajgorzej. Kupa ludzi była, aż sam byłem zaskoczony.

Mam też podobne spostrzeżenie do przedmówcy. U mnie w domu najprzyjemniej słucha się głośno, ale w korytarzu lub w drugim pokoju. W ogóle głośniki, które mam, wolą grać głośno co niestety ma swoje wady.

To już sytuacja w kinie, specjalnie zaprojektowanym i zaadaptowanym akustycznie, wydaje się najprostrza i najlepsza.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 24 lipca 2018, 09:39 - wt
autor: max
https://hdtvpolska.com/hdr-dci-standardy-w-kinach/
Proponowanym minimum w kwestii szczytowego poziomu jasności byłoby 500 nitów przy poziomie czerni wynoszącym 0,001 nita. Projektory nie są w stanie tego zapewnić i właśnie dlatego alternatywami miałyby być technologie jak OLED, microLED i LED. Proponowana przestrzeń kolorów to DCI-P3, a rozdzielczość to 4096 x 2160 pikseli (tzw. DCI 4K)
Źródło: https://hdtvpolska.com/hdr-dci-standardy-w-kinach/
Jeszcze niech dadzą bana na reklamy i będzie git.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 24 lipca 2018, 12:24 - wt
autor: GrzesiekR
max pisze:
24 lipca 2018, 09:39 - wt
https://hdtvpolska.com/hdr-dci-standardy-w-kinach/
Proponowanym minimum w kwestii szczytowego poziomu jasności byłoby 500 nitów przy poziomie czerni wynoszącym 0,001 nita. Projektory nie są w stanie tego zapewnić i właśnie dlatego alternatywami miałyby być technologie jak OLED, microLED i LED. Proponowana przestrzeń kolorów to DCI-P3, a rozdzielczość to 4096 x 2160 pikseli (tzw. DCI 4K)
Źródło: https://hdtvpolska.com/hdr-dci-standardy-w-kinach/
Jeszcze niech dadzą bana na reklamy i będzie git.
Niestety kina utrzymują się właśnie z reklam i popcornu. Nie z biletów.

Re: Jakość obrazu w kinach

: 24 lipca 2018, 12:40 - wt
autor: max
GrzesiekR pisze:
24 lipca 2018, 12:24 - wt
Niestety kina utrzymują się właśnie z reklam i popcornu. Nie z biletów.
Hmm. To mnie prędko nie zobaczą. Jestem uczulony na reklamy i ich nie trawię.
W zasadzie to kino powinno więc płacić widzom za oglądanie reklam...

Re: Jakość obrazu w kinach

: 24 lipca 2018, 14:50 - wt
autor: voteck
max pisze:
24 lipca 2018, 12:40 - wt
GrzesiekR pisze:
24 lipca 2018, 12:24 - wt
Niestety kina utrzymują się właśnie z reklam i popcornu. Nie z biletów.
Hmm. To mnie prędko nie zobaczą. Jestem uczulony na reklamy i ich nie trawię.
W zasadzie to kino powinno więc płacić widzom za oglądanie reklam...
Na szczęście w łódzkich multipleksach długość bloków reklamowych jest stała, więc zawsze się spóźniałem 20 albo 25 minut. Paradoksalnie, gorzej jest w studyjnym Charliem, do którego zwykle chodzę, bo wprawdzie bloki są krótsze, ale mają różną długość, więc trzeba się za każdym razem pytać, a i tak nie określą jej tak precyzyjnie.